Girlanda nadal leży złożona, więc jeszcze wam efektu nie pokażę, ale przynajmniej uszyłam sobie imię potomka 😉
Pomysł oczywiście podpatrzony – przewija się w wielu dziecięcych pokoikach. Co ciekawe – wydawało mi się, że uszycie takich literek będzie banalne! Przygotowałam sobie szablon, odrysowałam, skroiłam, zeszyłam, przewróciłam na prawą stronę i… Jak wielkie było moje zdziwienie, że nie jest jednak tak jak to sobie zaplanowałam! Literki się marszczyły w niektórych miejscach – mimo, że nacięłam zapas na szwy. Jak następną nacięłam mocniej, to mi się rozpruła przy wypychaniu.
Jak chciałam sobie przyspieszyć pracę i dziurę do wywlekania i wypychania zaszyć na maszynie – to wyszło nie ładnie, ale dopiero przy „uś” zaczęłam zaszywać ręcznie i stwierdziłam, że wygląda to zdecydowanie ładniej. Poza tym literki zrobiłam sobie za małe, choć na początku wydawało mi się, że wielkość będzie taka jak potrzeba.
Tak więc czuję się pokonana! Chwilowo mi się nie chce szyć ich od nowa, zwłaszcza, że wolę ten czas poświęcić na uszycie kilku tildowych maskotek. Zostaną takie jakie są. Może kiedyś… choć wiem, że to „kiedyś” w praktyce nie występuje. 😉
Uszyte imię 🙂