Wraz z nadejściem jesieni wzrosła we mnie ochota na szycie, a jeszcze jakiś czas temu zabierałam się do niego bardzo niechętnie. Może to dzięki wakacjom? Wróciła mi także energia do „wyglądania”. Miałam taki moment, że nic mi się nie podobało, szyłam rzeczy w których nie chodziłam, albo kupowałam coś, w czym potem nie lubiłam chodzić. Szafa świeciła pustkami, a ja codziennie miałam zepsuty nastrój, bo nie miałam się w co ubrać. No i na szczęście zupełnie mi przeszło. W głowie kłębią mi się pomysły i znowu chcę, i mam nadzieję, że mój zapał nie minie tak szybko jak jesienne przeziębienie.
Zajrzałam ostatnio do SH. Liczyłam, że przyniosę do domu pełno rzeczy w pięknych kolorach i z niesamowitymi wzorami. I przeróbki ruszą pełną parą. Niestety. Wszystko szare, ciemne, jednobarwne. W moje łapki wpadł jedynie żakiet, ze trzy rozmiary za duży, z ogromnymi poduszkami rodem z Dynastii, ale tkanina mi się spodobała i postanowiłam go przywlec do domu, pomniejszyć i delikatnie przerobić. Żakiet na zdjęciu prezentuje się zdecydowanie zbyt korzystnie i żałuję, że nie zrobiłam zdjęcia na sobie, bo nie będzie widać spektakularnego efektu zmiany. A muszę jeszcze dodać, że może i bym się wahała, czy go wziąć, ale bardzo podobała mi się przeróbka na blogu Kocham mamę i chleb ze smalcem i pozazdrościłam.
Aby tchnąć w niego nowe życie, odprułam tą tasiemkę, którą żakiet był obszyty dekoracyjnie wokół, bo była już zniszczona (kupiłam nową, nieco inną, ale doszłam do wniosku, że jednak jej nie doszyję), kieszonki i guziki również, wyprułam podszewkę (którą wymienię na nową – miała być pastelowo żółta, ale nie znalazłam takiej jak chciałam), poduchy, rękawy a potem jeszcze rozprułam po bokach, bo bez tego nie udało by mi się go zwęzić i choć brzmi to absurdalnie – przyczyniły się to tego te kieszonki z klapami. W rezultacie rozprułam żakiet niemal na części pierwsze.
Zwęziłam żakiet na wszystkich szwach (oprócz tego wzdłuż tyłu), zwęziłam i skróciłam rękawy, zmniejszyłam w ramionach. Zostało mi jedynie wszycie podszewki, do której jeszcze nie doszyłam rękawów. No i guziki. Te oryginalne bardzo mi się podobają, ale chcę żeby żakiet nabrał nieco innego charakteru. Myślę o jakiś pastelowych żółtych, czy różowych. Zobaczę na jakie trafię.
W zasadzie to byłby już koniec żakietu i mogłabym go szybko skończyć, ale… muszę to odłożyć. Bo w sobotę wypadła mi impreza i muszę sobie uszyć jakąś kieckę. Akurat razem z żakietem wpadła mi w ręce sukienka z czarnego aksamitu. Na zdjęciu poniżej, na samym spodzie.
Oczywiście rozmiar i fason – do zmiany. Tak więc najpierw poprawiam sukienkę, a potem kończę żakiet. Na samym wierzchu widzicie sztuczną skórkę. Tą tkaninę kupiłam już w sklepie. Mam w planach uszycie spódnicy. Teraz jedynie proszę, o wolny czas 🙂 Efekty już wkrótce.
Bardzo fajny żakiet. Ładne kolorki i wzór 😉
Spódnica z eko skóry? Ciekawa jestem jak Ci wyjdzie. Pełno jest teraz takich spódnic w sieciówkach, jednak cena jest nieadekwatna do towaru! ;( Może właśnie dobry pomysłem byłoby uszycie takowej? 😀 Zainspirowałas mnie 😉
Pozdrawiam
Cieszę się, że zainspirowałam. Jednym z ogromnych plusów szycia, jest właśnie możliwość uszycia czegoś pożądanego, za 1/3 ceny. Ja jak widzę ceny w sieciówkach i tą kiepską jakość, to czasem mi się robi słabo! Oczywiście, to nie jest tak, że tam nie kupuję. Owszem kupuję, ale z rozsądkiem 🙂